Telewizja chyba mnie nie lubi.
Mam problemy z zasypianiem. Nie należę do tych ludzi, którzy
zasypiają zawsze, wszędzie i w przeciągu jednej minuty. W tej dziedzinie
reprezentuje mnie M., który NAPRAWDĘ
potrafi zasnąć zawsze, wszędzie i w ciągu minuty (właściwie to w trakcie wypowiadanego
przez siebie zdania też potrafi zasnąć).
Ja tak nie umiem. Nie mogę.
No więc jak już tak leżę i czekam aż mnie Morfeusz porwie w
swe objęcia, by nie leżeć jak kłoda i nie gapić się w sufit, umilam sobie jakoś
czas.
Nie jakoś.
Oglądam telewizję.
To właściwie jedyny moment dnia, gdy włączam TV. Skaczę po
kanałach i co widzę? National puszcza
właściwie cały czas to samo, na TVNie i podobnych o tej godzinie leci wróżbita
Maciej/ Dawid czy inny postrzeleniec, a inne kanały serwują pornole. Albo jest
już za późno nawet na nie. No więc przełączam dalej (właściwie powinnam mówić w
czasie przeszłym, bo mój telewizor pokłócił się ze wszystkimi pilotami i żeby
przełączyć musiałabym wygramolić się spod ciepłej kołderki, co jest absolutnie
niemożliwe, dlatego też oglądam wciąż jeden kanał, bez względu na to, jak
głupie rzeczy na nim lecą) i najczęściej zostaję na TLC.
I zawsze trafiam na rzeczy dziwne.
Mogłabym już robić za prywatnego doktora. W małym palcu mam przypadki
z ostrego dyżuru, urazy spowodowane wyuzdanym/ bezmyślnym seksem, ciąże z
zaskoczenia i naturalistyczne porody czy, mój absolutny faworyt, wstydliwe
choroby. Nie straszne mi krzywe penisy, grzybice genitaliów, wypadające odbyty
i wszelkie inne choroby, którymi normalny człowiek nie idzie świecić przed
kamerą.
No dobra. Niech im będzie. Jest jakaś zmiana. Ostatnio
często trafiam też na programy o ślubach. Salony sukien ślubnych, szycie sukni
ślubnych, moje wielkie cygańskie wesele. Ja wiem, ze niedługo mam swoje, ale nie
muszą mi o tym przypominać na każdym kroku. Poza tym pokazując mi suknie za
6000 dolarów nie pomagają mi zupełnie.
No i przez te krzywe penisy i ślubne suknie nie wytrzymałam.
Postanowiłam zdradzić TLC.
Z powodu zepsutego pilota moja cierpliwość w zmienianiu
kanałów skończyła się już na czwartym pstryknięciu. TV4. Akurat leciało 1000
sposobów na śmierć. O – pomyślałam – może będzie coś ciekawego, zabawnego przed
snem (wiem, że żadna śmierć nie powinna mnie śmieszyć, ale wiem też, że wy
też tacy jesteście). A więc oglądam.
Oglądam i oczom nie wierzę.
Zamiast rozbawionej miny na twarzy mam grymas zniesmaczenia.
Zamiast głupich, bezmyślnych, ale lekkich sytuacji przed oczami mam dziewczynę,
która umiera z powodu swojego fetyszu. Ów fetysz polega na czerpaniu
przyjemności z bycia obrzygiwaną. Tak się kobiecina zatraciła w ekscytacji, że
zadławiła się świeżo zjedzonymi przez zwycięzcę kulinarnego konkursu burgerami.
Żeby oni w innych filmach próbowali tak dokładnie odtworzyć
przebieg wydarzeń…
Ale przetrwałam i to. Stwierdziłam, że teraz musi być
lepiej.
No i było.
Następny był ultra bogaty burak, który usiadł w jacuzzi na
filtr, przez co zassało mu odbyt, co w konsekwencji spowodowało wyrwanie mu z
dupy jelit i innych narządów. Znów twórcy bawili się w naturalistów, starając
się wiernie odtworzyć możliwy przebieg wydarzeń. Bardzo wiernie.
No nie. No po prostu no nie.
A telewizor tak daleko…