wtorek, 27 października 2015

Ciężka praca w pubie



Sobota wieczór.


Jesteśmy w pubie. Znajomi, z którymi przyszliśmy, rozgrywają właśnie mecz na śmierć i życie w piłkarzyki. Ja z M. siedzę rozłożona na wygodnych kanapach studenckiego przytułku, sącząc powoli piwo. Przed nami czekają na swoją kolej planszówki, które skrupulatnie wybierałam z wypełnionej po brzegi gablotki (oczywiście wszystkie były dla nas za trudne, ale zwalmy to na weekendowe odmóżdżenie). Jest błogo.

Opowiadam M. o tym, co działo się w pracy, jak szybko wracałam i jadłam obiad, by się tu wyrobić. Że zmęczona jestem po całym tygodniu pracy i zajęć na uczelni. I że fajnie tak odpocząć z przyjaciółmi.

M., właściwie leżąc już na kanapie, zamyślił się.

Trochę to trwało.

- Kurczę, szkoda, że nie mam chwili dla siebie.
 (dramatyczna pauza)
- M., jak nie masz chwili dla siebie?
- ....
- Przecież ani wczoraj ani dzisiaj nie szedłeś do pracy. Jedynym Twoim zajęciem była siłownia i oglądanie Jimmiego Fallona i Jimmiego Kimmela, czym zdążyłeś mi się pochwalić. Cały dzień się leniłeś, jak możesz więc mówić, że nie masz chwili dla siebie? (o dziwo, nie wytoczyłam ciężkich dział w postaci mojego zmęczenia i zabiegania)
- No ale nie miałem wolnego wieczoru...
- Przecież jesteśmy w pubie z naszymi przyjaciółmi! To nie jest czas wolny? Zresztą, wczoraj też wyszliśmy ze znajomymi na piwo.

M. nie dał za wygraną i wystosował argument nie do obalenia. Poprzedził go kolejną, dramatyczną pauzą, mówiąc nieco nadąsanym głosem:
- No ale chciałbym zobaczyć jak się ściemnia.

Na to nie miałam już odpowiedzi, dałam Mu więc pocieszającego buziaka w czoło i podałam piwo, żeby ulżyć w ciężkiej pracy spędzania czasu ze mną i przyjaciółmi.
Postanowiłam też pokazać M. następnego dnia, jak na dworzu robi się ciemno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz