wtorek, 24 listopada 2015

Wieczne dzieci







Niedziela . Wracam z siłowni. W korytarzu stoi zirytowana mama w pełnym rynsztunku – kurtka, czapka, ciepłe buty.

- Gdzie ten ojciec? Ile można gadać z kolegami? Muszę wyjść a sos mi się gotuje!
- Ja wychodzę dopiero o 12:20. Zostaw mi ten sos. Jak tata nie wróci, to go po prostu wyłączę.
- Nie wyłączysz. Zapomnisz. (nie wiem skąd takie oskarżenia…)
- Wyłączę! Obiecuję!
- No dobra. Tylko wiesz, to tak trzeba kurek do końca przekręcić. W prawo! Do okna w sensie.
- Maaaamooo! Mam 23 lata, gotowałam na tej kuchence milion razy. Wiem jak ją obsługiwać.
- No dobra, dobra.


PUNKT 12:20. Nie wcześniej i nie później. 

Telefon. Odbieram i nie bawiąc się w konwenanse od razu mówię:

- Tak mamo, wyłączyłam sos. Nie, nie ma taty. Tak, też uważam, że to skandal mieć kolegów i z nimi rozmawiać.
- A. Wyłączyłaś. No to dobrze.



Mamy to mamy. Zawsze będą nas traktować jak małe dzieci. Za to je w końcu kochamy, prawda?

1 komentarz:

  1. To samo przyjdzie... samo się ułoży... Gdy już wszystko to co trzeba zrobić na teraz sie poukłada, znajdzie się czas na te wszystkie inne ważne rzeczy. Na pewno.

    OdpowiedzUsuń