środa, 18 listopada 2015

Szyby niebieskie od telewizorów






Telewizja chyba mnie nie lubi.


Mam problemy z zasypianiem. Nie należę do tych ludzi, którzy zasypiają zawsze, wszędzie i w przeciągu jednej minuty. W tej dziedzinie reprezentuje mnie M., który  NAPRAWDĘ potrafi zasnąć zawsze, wszędzie i w ciągu minuty (właściwie to w trakcie wypowiadanego przez siebie zdania też potrafi zasnąć). 

Ja tak nie umiem. Nie mogę.

No więc jak już tak leżę i czekam aż mnie Morfeusz porwie w swe objęcia, by nie leżeć jak kłoda i nie gapić się w sufit, umilam sobie jakoś czas. 

Nie jakoś.

Oglądam telewizję.

To właściwie jedyny moment dnia, gdy włączam TV. Skaczę po kanałach i co widzę?  National puszcza właściwie cały czas to samo, na TVNie i podobnych o tej godzinie leci wróżbita Maciej/ Dawid czy inny postrzeleniec, a inne kanały serwują pornole. Albo jest już za późno nawet na nie. No więc przełączam dalej (właściwie powinnam mówić w czasie przeszłym, bo mój telewizor pokłócił się ze wszystkimi pilotami i żeby przełączyć musiałabym wygramolić się spod ciepłej kołderki, co jest absolutnie niemożliwe, dlatego też oglądam wciąż jeden kanał, bez względu na to, jak głupie rzeczy na nim lecą) i najczęściej zostaję na TLC.
I zawsze trafiam na rzeczy dziwne.

Mogłabym już robić za prywatnego doktora. W małym palcu mam przypadki z ostrego dyżuru, urazy spowodowane wyuzdanym/ bezmyślnym seksem, ciąże z zaskoczenia i naturalistyczne porody czy, mój absolutny faworyt, wstydliwe choroby. Nie straszne mi krzywe penisy, grzybice genitaliów, wypadające odbyty i wszelkie inne choroby, którymi normalny człowiek nie idzie świecić przed kamerą. 

No dobra. Niech im będzie. Jest jakaś zmiana. Ostatnio często trafiam też na programy o ślubach. Salony sukien ślubnych, szycie sukni ślubnych, moje wielkie cygańskie wesele. Ja wiem, ze niedługo mam swoje, ale nie muszą mi o tym przypominać na każdym kroku. Poza tym pokazując mi suknie za 6000 dolarów nie pomagają mi zupełnie. 

No i przez te krzywe penisy i ślubne suknie nie wytrzymałam. 

Postanowiłam zdradzić TLC. 

Z powodu zepsutego pilota moja cierpliwość w zmienianiu kanałów skończyła się już na czwartym pstryknięciu. TV4. Akurat leciało 1000 sposobów na śmierć. O – pomyślałam – może będzie coś ciekawego, zabawnego przed snem (wiem, że żadna śmierć nie powinna mnie śmieszyć, ale wiem też, że wy też tacy jesteście). A więc oglądam.

Oglądam i oczom nie wierzę. 

Zamiast rozbawionej miny na twarzy mam grymas zniesmaczenia. Zamiast głupich, bezmyślnych, ale lekkich sytuacji przed oczami mam dziewczynę, która umiera z powodu swojego fetyszu. Ów fetysz polega na czerpaniu przyjemności z bycia obrzygiwaną. Tak się kobiecina zatraciła w ekscytacji, że zadławiła się świeżo zjedzonymi przez zwycięzcę kulinarnego konkursu burgerami.  

Żeby oni w innych filmach próbowali tak dokładnie odtworzyć przebieg wydarzeń…

Ale przetrwałam i to. Stwierdziłam, że teraz musi być lepiej.
No i było.

Następny był ultra bogaty burak, który usiadł w jacuzzi na filtr, przez co zassało mu odbyt, co w konsekwencji spowodowało wyrwanie mu z dupy jelit i innych narządów. Znów twórcy bawili się w naturalistów, starając się wiernie odtworzyć możliwy przebieg wydarzeń. Bardzo wiernie.

No nie. No po prostu no nie.


A telewizor tak daleko…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz