wtorek, 8 grudnia 2015

Salon sukien męczących



Każda z nas (no, prawie każda) jako mała dziewczynka marzyła o pięknej, rozłożystej sukni ślubnej i kręciła się w kółko śpiewając piosenkę z Księżniczki Sisi.



No i nadchodzi ten czas. 

Chodzisz od salonu do salonu. Umawiasz się na mierzenia, dopasowując do tego kalendarz swój i wszystkich twoich współtowarzyszek, bo nie ma tu mowy o spontaniczności. Sukienkę, jeśli ma być nowa, trzeba kupić pół roku przed ślubem. Najpóźniej.  

Więc wyruszasz na łowy.


Na początku oczywiście jest fajnie. Jesteś gwiazdą, pępkiem świata i wszyscy zgromadzeni patrzą na ciebie. Przymierzasz jedną sukienkę. Drugą. Trzecią. Piątą. Dziesiątą.
Jesteś już spocona, zmęczona, gibiesz się na pożyczonych od salonu butach w rozmiarze dwa numery za dużym i stanowczo nie podoba ci się to, co widzisz w lustrze.

Okazuje się, że nie każda suknia jest piękna i nie każda panna młoda wygląda dobrze.

Ta brzydka, ta źle leży, w tej się nie dopinasz a ta pokazuje, że w kolejce po cycki byłaś ostatnia i Bogu zabrakło towaru. No i w połowie wyglądasz jak dziewczynka, która pomyliła się i przyszła na ślub zamiast na Pierwszą Komunię Świętą.


Są też takie, w których wyglądasz ok. 

Ale przecież nie możesz wyglądać ok. Musisz być bezsprzecznie najpiękniejsza, piękniejsza niż wszystkie twoje koleżanki, zwłaszcza te, których nie lubisz.

Jak już znajdziesz coś, co ci się podoba, a do tego wyglądasz w tym naprawdę ładnie, patrzysz na cenę. I wtedy: puuuf! 

Sukienka podoba ci się jakoś mniej. 

I ogarnia cię złość. Że jak to tak? Że ile?! Że za co?! Że to na jeden raz?! 

I w tej złości i bezsilności przypominasz sobie, że M. też będzie musiał kupić garnitur. Ale dopiero za kilka miesięcy. Za ¼ ceny twojej sukienki. Założy go jeszcze na milion okazji – śluby, pogrzeby, chrzty i imprezy rodzinne.  

Do tego wszystkiego ty też będziesz z nim ten garnitur kupować, bo w obawie przed konsekwencjami, nie pozwolisz mu ubrać się samemu. I będziesz z nim jeździć. 

A on nie. On siedzi w domu, gdy ty biegasz po ślubnych salonach, dostajesz oczopląsu od bieli, cekinów i obrzydliwych falbanek, a na dodatek pokazujesz cycki obcej kobiecie, która naciąga na ciebie sukienkę i której wcale nie polubiłaś.



Zapomnijcie o Księżniczce Sisi. To pułapka.




Albo nie. Trochę pamiętajcie. Bo są też chwile, gdy mierzenie sukienek jest fajne.Ale nie dajcie się temu zwariować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz