piątek, 18 grudnia 2015

Mały i duży bożonarodzeniowy Mikołaj



Święta to magiczny czas. Czas, gdy częściej się zatrzymujemy, cieszymy z małych rzeczy. Taki przynajmniej powinien być.

Ale od początku.


Listopad

Wszyscy to znają. Zaraz po Święcie Zmarłych galerie wywieszają świąteczne ozdoby, w Carrefourze czy innej Biedronce znicze zastępowane są mikołajami z czekolady. Z jednej strony nigdy tego nie lubiłam, uważałam, że to stanowczo za wcześnie, z drugiej jednak powoli wczuwałam się w atmosferę tego okresu. Po 15 listopada na chórze zaczynaliśmy śpiewać kolędy, ozdabialiśmy korytarze krzywymi świątecznymi drzewkami i papierowymi łańcuchami, mogłam więc wyżyć się świątecznie w szkole i nie męczyć rodziców prośbami o postawienie w domu choinki. Dziś listopad to czas, gdy robię prezenty, by uniknąć grudniowych tłumów, wyrywania sobie przecenionej bluzki z H&M i czekania w kolejce jak za czasów PRLu. To też czas ciągłego przesiadywania w pracy. Nie można o tym zapomnieć.


6 grudnia. Mały Mikołaj

Mikołajki. Zawsze lubiłam ten dzień. Zapowiada okres świąteczny – od tego czasu bezkarnie słucham świątecznych piosenek, budzę się z Mariah Carey czy innym Last Christmas w głowie i zaczynam zasypywać pokój milionem świątecznych świeczek, choinek i innych dupereli. To dzień nieco inny niż wszystkie. Wokół unosi się szczególna atmosfera, ludzie są dla siebie milsi. W bucie (a właściwie obok łóżka, bo mamie chyba nigdy nie chciało się upychać tego w wysokie kozaki) znajdywałam (i, ku chwale wszystkim grubiutkich misiów, nadal znajduję) słodycze. Nie tony słodyczy. Tak trochę, ale więcej niż w zwykły dzień. 

Pracując w sklepie LEGO widzę co dziś dostają dzieci. Nie słodycze. A przynajmniej nie jest to główny prezent. Głównym prezentem są zabawki za co najmniej 100 złotych. Mały Mikołaj, jak słusznie wskazuje nazwa, jest mały, więc łatwo się domyślić, że to tylko wstęp do znacznie bogatszych prezentów bożonarodzeniowych.


Ostatnia prosta, czyli prezentowy szał

Po Mikolajkach machina nie zwalnia. Pracuje się i kupuje jeszcze więcej. Tak nie lubisz tej ciotki, znów powie ci, że przytyłaś i czy w końcu znalazłaś tego kawalera, ale przecież musisz jej coś kupić. Nic taniego, bo do tego że jesteś gruba i nikt cię nie chce dojdzie jeszcze, że jesteś skąpa. Chłopakowi też trzeba coś kupić, żeby widział, że kochasz. Jakiś kubek ze zdjęciem. Poduszkę ze zdjęciem. A gdy oba już ma, to koszulkę z wspólnym portretem.  

Największy szał jest jednak znów z prezentami dla dzieci. Ja rozumiem miłość. Rodziców, dziadków, wujków czy cioć. Rozumiem, że dzieci mają swoje zachcianki czy marzenia, którymi chętnie dzielą się z rodzicami (i Mikołajem w napisanym w sierpniu liście). Ale nie zawsze te zachcianki trzeba spełniać. A marzenia nie zawsze się nimi okazują. Dorośli jednak biorą kredyty, których nie są w stanie spłacić po to tylko (lub aż), by spełnić życzenie swojej pociechy. Telefon. Tablet. Xbox. Gwiazda Śmierci. 

Gdy dziecko ma prezent, który chciało dostać, święta uznaje się za udane.





Halo! Halo! A gdzie dbanie o atmosferę? O tradycję? Czy ktoś uświadomi te dzieci, że prezentów nie dostaje się z okazji imprezy Dziadka Mroza (na Pomorzu nigdy się tego nie używało) czy grubego Mikołaja. Nie świętujemy Gwiazdki. Świętujemy Boże Narodzenie. Nie jestem w ogóle za obchodzeniem świąt osób, które nie wierzą (jak można obchodzić urodziny kogoś, kogo się nie uznaje?), ale jestem w stanie zrozumieć atmosferę tego okresu, która czaruje tak, że NIE MOŻNA nie obchodzić świąt. Ale, na litość boską, trzeba uświadomić dzieci czego to jest święto. Że Jezus, że stajenka, że Maria z Józefem. A nie tylko Mikołaj przepychający zad przez komin. 

A gdy już uświadomisz to dzieciom i sobie samemu, ciesz się tym, co te święta symbolizują. 

Porzuć maniakalne sprzątanie całego domu (no, trochę się przyda, wszak to dobra okazja), ugotuj mniej niż dla całego polskiego wojska i nie zaciągaj kredytu na wymarzone prezenty, którymi inni będą się cieszyć przez krotką chwilę. 

Zatrzymaj się w prozie życia. Spójrz na swoich bliskich. Spędź z nimi czas. Pójdźcie razem na Pasterkę o północy. Dla dzieci to ekscytacja wyjść z domu o takiej porze, a Ty możesz poczuć głębię tego, co się wydarzyło. A gdy już wrócicie zmarznięci, połóżcie się obok migającej lampkami choinki z kubkiem kakao, włączcie kolędy lub nastrojową muzykę. Porozmawiajcie ze sobą. Posnujcie plany na przyszłość. Twórzcie nowe marzenia, do których spełnienia będziecie dążyć.

 Żyjcie. A wtedy bogate prezenty naprawdę zejdą na drugi plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz