czwartek, 17 września 2015

Tropiciel zapachów




Wieczór jak każdy inny. Leżymy z M. i oglądamy serial. Jest leniwie, ale tak właśnie lubimy.

Podczas przerwy na reklamę M. zaczyna się nudzić. Wiadomo, podczas reklam człowiek zdąży zjeść kolacje, wziąć długą kąpiel i skoczyć odwiedzić znajomych. Jako że ja jestem już po dwóch pierwszych, a na spotkania żadne się nie umawiałam, o godzinie 22:00 leżę już grzecznie w piżamce jak nakazuje dobry obyczaj.

Leżę więc sobie na brzuchu, gram w głupią (ale cholernie wciągającą!) gierkę. Jednak M. się nudzi. Zaczyna się kręcić. Kotłuje się na łóżku, macha witkami na wszystkie strony, w końcu ląduje na mnie. Zaczyna mnie łaskotać, ale nagle zatrzymuje się. I milczy. A M. nie milczy w takich sytuacjach, naśladuje bowiem odgłos z filmu "Szczęki", zwiastując mi nadchodzący atak.

Zastanawiam się czemu milczy. Orientuję się, że M. trzyma głowę na wysokości pęknięcia moich pleców. I... wącha. "O MATKO BOSKO KABANOSKO CZYŻBYM PUŚCIŁA BĄKA I O TYM NIE WIEDZIAŁA?!!?!" myślę gorączkowo. Jednak reakcja M. byłaby wtedy całkiem inna i leżałby już na podłodze do reszty się ze mnie nabijając. O co więc chodzi?! Czekam.

- Twoja pupa dziwnie pachnie.
- Co znaczy dziwnie? (o matko, o matko, o matko)
- Takim.... zbożem pachnie.


Siedem lat, a On nadal potrafi mnie zadziwić tak, że nie wiem co powiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz