Rozmowa w pracy. Z kolegą. Płeć ma tu duże znaczenie.
Opowiadam o tym, jak było na domku nad jeziorem. Jak to
kobieta, po tysiącu skojarzeń i poruszonych wątków, doszłam do jednego z
ostatnich wypoczynkowych obiadów.
- No i wiesz. Ostatni dzień na domku. W lodówce pozostawało
mnóstwo rzeczy, ale wiele z nich to resztki. M. dla odmiany chciał zjeść na
obiad mięso. Ale był problem. Nie mieliśmy mięsa. Znaczy było. Kiełbasa na
grilla. Czyli że na kolację (każdego dnia na kolację był grill. Nie, nie
przeszkadzało mi to zupełnie). No ale na obiad go nie było, więc M. wybrał się
rowerem na zakupy. Wrócił z dwoma bułkami i piwem (czy kogoś to jeszcze
dziwi?!). Widząc go w drzwiach odwróciłam się na pięcie krzycząc już z drugiego pokoju, że widzę, że ma gotowy pomysł na obiad, więc nie będę mu przeszkadzać. M. zaczął się bronić. Że drogie te mięso (może dlatego, że
jak wziął piwo, to pieniędzy zabrakło). No ale ja to ja. Już jak był na
zakupach wpadłam na pomysł, żeby jednak zrobić naleśniki. Osioł jednak nie
wziął telefonu (wczuł się w wioskowo – wakacyjny nastrój), więc pomysł pogrzebałam.
Jednak M. niechcący spełnił mój plan.
(O matko, ile ja do niego mówiłam i nadal byłam w połowie
opowieści!)
No więc zrobiłam te naleśniki. Miałam resztki wędliny i
zdeklarowanego mięsożercę na kanapie, także pierwsza partia była wytrawna: sos
z pomidorów i cukinii, na to drobno pokrojona wędlinka i ser. Na wierzch nieco
sosu czosnkowego. Druga partia zastąpiła deser: powstała z pozostawionej w lodówce
czekolady i dojrzałych już mocno bananów. M. był zachwycony tym pomysłem, mimo
iż czekolada nie do końca była nasza (no, może przez zasiedzenie). Trzecia
partia była zaś z nieotwartym jeszcze, a pysznym musem jabłkowym mojej
rodzicielki. W taki oto sposób pozbyłam się resztek z lodówki, a mój współspacz
był szczęśliwy i najedzony.
Skończyłam w końcu mówić, dumna z własnej kulinarnej
kreatywności. Marcin popatrzył na moją szczęśliwą minę, zastanowił się chwilę
nad moją opowieścią i odpowiedział mi:
- Wiesz… tak sobie myślę, że jak będę mieszkał z dziewczyną,
to będę kupował składniki takich dań, na jakie mam ochotę i będę jej wmawiał,
że to resztki i koniecznie trzeba je zużyć. A ona będzie szczęśliwa, że tak
zagospodaruje zawartością lodówki.
Facety to jednak przebiegłe potwory.
Chyba sam użyje metody Marcina...:)
OdpowiedzUsuń